Witam,
Piękna pogoda, świeże powietrze, czyż oto nie zwiastun nadchodzacego lata? Aktywne leniuchowanie młodych ludzi, najbardziej daje się we znaki naszym nauczycielom. Tym bardziej, że próba pobudzenia nas do nauki wizją klasówek nie przynosi znacznychących rezultatów. Przechodząc jednak do recenzji. Muszę powiedzieć, że w tym wypadku jako pierwszy obejrzałam film. Dopiero po jakimś czasie usłyszałam, a potem i skusiłam się na książkę.
Dwie dziewczynki mają wypadek i wpadają pod czterdziestotonową ciężarówkę. Grace i jej wierzchowiec choć w ciężkim stanie przeżywają w przeciwieństwie do swoich towarzyszy. Dziewczyna traci nogę, a razem z nią chęć do życia. Jej matka przygnębiona stanem córki, wyrusza z nią i Pielgrzymem (imię jej konia) w daleką podróż w poszukiwaniu zmiany i słynnego ''zaklinacza koni''.
Główna postać jest smutną osóbką z traumą, chcącą ukryć żal pod trochę arogancką postawą. Jedynie jej matka myśli optymistycznie o nadchodzącej wyprawy. Ojciec, no cóż, ciepłe kluchy kochające żonę, ale czasem było mi go żal (co jest do mnie nie podobne). Romans wpleciony w smutną historie. To chyba nie do końca to co wzięłabym za przepis na świetne opowiadanie. Po lekturze, swobodnie mogę powiedzieć, że film zakończył sie fatalnie. Mimo, że wątek miłosny, totalnie do mnie nie przemówił, to reszta nie była znowu taka najgorsza. Jeśli naprawdę doskwierałaby komuś nuda, to czemu nie? Jednak jeśli ktoś utożsamiłby sie z moim gustem to raczej nie uważam jej za konieczność.